Pierwszy post lakierowy ;-)

Witajcie ;-) Nie wiem czy zauważyłyście, ale na moim blogu nigdy jeszcze nie pokazywałam lakierów do paznokci, ani samych buteleczek ani na paznokciach. Z nowym rokiem postanawiam to zmienić, mimo iż mam problemy z idealnym malowaniem paznokci, jednak postaram się tak, aby móc zaprezentować coś na blogu! Dziś pokaże Wam lakiery, które są ze mną, nie jest ich dużo jednak, są to takie lakiery, które używam cały czas, a nie tylko leżą i się kurzą ;-)
 
 
 
 
Kolory starałam się dobierać tak, by kolorystyka była zbliżona, jednak nie zawsze mi się to udawało!
 
Na pierwszy ogień idą moje dwie ulubione czerwienie - Bell Air Flow oraz Rimmel
 
 
Dalej w kolejności są róże: My secret, Lovely, Essence Friuty oraz Wibo
 
 Mega neonowy ulubiony róż Yes Love oraz pomarańcz Catrice
 
Ciemne kolory granaty od Coral i Jumpy oraz fantastyczny fiolet MIYO
 
Golden Rose - piękny naturalny kolor, oraz ciemny mat





 
i na koniec dwa ulubione piaskowce, w najbliższym czasie chce powiększyć ich ilość ;-)
 
 
tak jak wspomniałam na początku, są to moje ulubione lakiery, których używam na okrągło!
Część kupiłam, część dostałam od Blogosi (;*), co jakiś czas dokupuje nowe, inne oddaje, kolekcja raz się zwiększa innym razem się zmniejsza! Wiem, że jest moja i za to ją lubię ;-)
Mam nadzieje, ze tym postem się przemogłam, i raz na jakiś czas wrzucę tu coś związanego z paznokciami ;-)
 
Pozdrawiam Was ciepło i kolorowo !! ;))

Luksja - płynne przyjemności

 
Witajcie ;-) Czy u Was zima nadal atakuje? u mnie na szczęście tak! Śnieg, który spadł jakiś czas temu nadal się utrzymuje, a towarzyszy mu mróz. Szkoda, tylko że zimowo zrobiło się tak późno, bo pod koniec stycznia, a takiej pogody nie było w grudniu, ale lepiej późno niż wcale.
 
Dziś przedstawiam moich łazienkowych ulubieńców Luksji.
Płyn do kąpieli Sweet Macaroons oraz Kremowe mleczko pod prysznic.
 
 
 
 
Luksja Care Pro Enrich to połączenie kremowego mleczka pod prysznic ze składnikami balsamu do ciała o właściwościach pielęgnacyjnych. Mleczko to zawiera odżywczy olej sezamowy, który nadaje skórze niezwykłą gładkość. Pierwszy raz z tym mleczkiem miałam do czynienia kilka miesięcy temu, kiedy to w jakimś czasopiśmie znalazłam próbkę. Jedna mała saszetka wystarczyła, abym pokochała ten kosmetyk na całego.
 
 
 
 
Kremowe mleczko pachnie bardzo delikatnie, zapach nie drażni, można nawet delikatnie wyczuć sezam w produkcie, inne wersje tego produktu również pięknie pachną, jednak ten najbardziej przypadł mi do gustu.
 
Konsystencja również na plus, jest dość gęsty, niewielka ilość pozwoli, aby nanieść go na całe ciało, bardzo dobrze się pieni, jest bardzo kremowy i na szczęście nie spływa z ciała.
 
 
 
Po umyciu skóra wydaje się być miękka i nawilżona, jednak bez balsamu do ciała się niestety nie obejdzie, ale nie przeszkadza mi to za bardzo, jestem zadowolona z jego efektów nawet z koniecznością balsamowania ciała po kąpieli.
 
Osobiście korzystam zawsze z większej wersji produkty 500 ml, bardzo lubię butelkę, która jest poręczna i wygodna, z dozowaniem również nie mam raczej problemu, otwór nie jest zbyt wielki, więc nie muszę się bać zużycia zbyt wielkiej ilość mleczka, które swoją drogą jest bardzo wydajne.
 
Odstrasza mnie tylko cena regularna, kosztuje koło 11/12 zł, jednak w promocji można go znaleźć nawet za 6 zł, tak jak udało mi się to teraz, i na szczęście zrobiłam zapas na jakiś czas ;-)))
 
Inne wersje: mleczko owsiane, olej z pestek dyni.
 
Drugim moim łazienkowym rozpieszczaczem  jest płyn do kąpieli - Sweet Macaroons.
 
 
 
 
Na początku zaznaczę, że zakochałam się w nowych etykietach tych płynów, są tak pięknie, że trudno im się oprzeć, a nowe wersje zapachowe same wołają do nas z półek. Na pierwszy rzut wybrałam Sweet Macaroons - czyli zapach bezowych ciasteczek o łagodnych mleczno-waniliowych nutach.  Cudowne, cudowne i jeszcze raz są cudowne! Zapach jest obłędny, słodki, jednak nienachalny, mogłabym go wąchać wiecznie ....
 
Konsystencja typowa dla tych płynów, dla mnie mogłaby być delikatnie bardziej gęsta, ale to już tylko drobny szczegół, który mi zupełnie nie przeszkadza, płyn ma piękny zielony kolor, i fantastycznie się pieni.
 
Przy używaniu zapach roznosi się w całej łazience, a potem bardzo długo czuć go na skórze, czasami używam go nawet zamiast mydła,  żebym go mogła wąchać (chyba uzależnienie:P)
 
 
 
 
Nie zauważyłam zbyt wielkiej pielęgnacji skóry, nie nawilża jej, ale także nie wysusza, jak dla mnie dość neutralny, zapach rekompensuje wszystko ;-)
 
Coś co zawsze mi się nie podobało w tych płynach to litrowa butelka, fajnie, że mieści się w niej aż tyle produktu, ale dla mnie jest bardzo nieporęczna, duża, niewygodna.... chciałabym kiedyś znaleźć mniejszą wersje, byłabym wniebowzięta ;-)
 
Warto zanurzyć się w bezowych ciasteczkach i na chwilę zapomnieć, cena do tego zachęca. Regularna to 9,99 zł, a teraz w promocji znalazłam te płyny po 6,90 zł. Super!
 
Inne wersje: Yummy Marshmallow, oraz 3 inspirowane kobiecymi drinkami: Pink Sparkle, Golden Desire, Peach Passion ;-)
 
 
Skuszone :)? Ja bardzo!
 
 

Zimowy Lovely - snow blusher - pink princess



Witajcie;-)
 
W końcu nadeszła prawdziwa zima. Śnieg, mróz to jest to, za co najbardziej kocham tę porę roku, mam nadzieje, że taka pogoda utrzyma się jeszcze przez cały styczeń i luty! Byłoby cudownie :)!
 
W związku z zimową scenerią za oknem przygotowałam dla Was recenzję śnieżnego różu, mianowicie: Lovely - snow blusher - pink princess01.



Do zakupu zachęciła mnie piękna zimowa szata graficzna opakowania różu, która prezentuje się całkiem przyjemnie, produkt nie jest zrobiony solidnie, jednak wcale mi to nie przeszkadza. Róż delikatnie wybrzuszony, również dość wygodny w posługiwaniu się nim.



 
Bardzo przypadła mi do gustu ciepła kolorystyka różu, oprócz niego znajduje się także trochę brązu i złota, które ze sobą idealnie współgrają., co widać zarówno tutaj jak i na policzku. Urzekły mnie także złote drobinki, może tutaj nie są aż tak widoczne, ale uwierzcie mi, że jest ich całkiem sporo. Bardzo fajnie rozświetlają cerę, i sprawiają, że skóra wydaje się rozpromieniona.



 
Nie żałuję zakupu produktu, wydaje się idealny dla mojej jasnej cery, w zimowe, chłodne dni lubię go mieć na swojej skórze. Bardzo atrakcyjna jest także cena za ten produkt, kosztował 8,99 zł za Pojemność: 3,2 g.  Czytałam o nim różne recenzje, i w końcu sama postanowiłam go przetestować, i powiem Wam, ze mile mnie zaskoczył ;)
 
Jakie macie opinię na jego temat ?:)
 
A tak zakończył się dzisiejszy, mroźny wieczór z przyjaciółką.
 
 
 
Do kolejnego razu - Yasniiable ;-)

Płyn Micelarny - Bourjois, Eau Micellaire Demaquillante


Dziś pokażę Wam mój ulubiony płyn micelarny, mianowicie  płyn do demakijażu twarzy i oczu firmy Bourjois.

 


Na etykiecie wita nas napis:  Działa oczyszczająco i łagodząco na skórę. Hipoalergiczna, bezzapachowa i bezalkoholowa. Testowana na osobach o wrażliwej skórze i wrażliwych oczach.

Skład: Aqua, Glycerin, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Poloxamer 184, Coco-Glucoside, Phenoxyethanol, Tetrasodium Edta, Sodium Methylparaben, Citric Acid, Propylene Glycol, Bht, Nymphaea Alba Root Extract.




Płyn ten jest ze mną od niedawna, ale już zdążył podbić moje serce, potrafi pozbyć się każdego makijażu, nawet tego ciężkiego, ż którym nie radziły sobie inne płyny micelarne. Zmywanie makijażu z Bourjois, zajmuje mi teraz dużo mniej czasu, nie muszę poświęcać niewiadomo ile czasu wieczorem, aby oczyścić całą twarz. Demakijaż stał się przyjemniejszy ;-)
 
Bourjois ma bardzo praktyczną butelkę, dosyć duża i wygodna, dobrze leży w dłoni, nie ma problemu z użytkowaniem jej. Otwór przez który wydobywa się płyn nie jest z wielki, dzięki czemu nie muszę się martwić, że większość produktu zamiast na waciku znajdzie się na podłodze w łazience. I co jeszcze bardzo mi się w nim podoba? mała czapeczka na zamknięciu pomagająca w otwieraniu kosmetyku, nie jest to rzecz niezbędna bez której nie mogłabym się obyć, niemniej jednak byłam mile zaskoczona, kiedy mogłam z niej skorzystać.
 
 
 
 
Jak wspomniałam produkt radzi sobie bardzo dobrze, nawet z wodoodpornym makijażem, po porannym użyciu skóra wydaje się rześka i oczyszczona, na pewno nie ciężka. Kosmetyk nie podrażnił mojej skóry, ani jej w żadnym stopniu nie wysuszył.
 
Płyn jest przeźroczysty i ma płynną konsystencję, bezzapachowy, po wylaniu na wacik kosmetyczny w ogóle go nie czułam, bardzo wydajny, niewielka ilość płynu wystarczy do zmycia makijażu.
 
 
 

Płyn micelarny Bourjois bardzo przypadł mi do gustu, spełnił moje oczekiwania, i na pewno będę do niego powracała. Jest ogólnodostępny, widziałam go w kilku drogeriach, cena również przyjemna, za butelkę o pojemności  250ml zapłaciłam 13,99 zł.
 
Używacie Bourjois ?
 
i także u mnie na blogu Yankee Candle ;-)
 
 
 
 
Powiem Wam jedno, cudna ;)
 

Zmysłowe usta ze zmysłową wiśnią

Witam ;-)
 
Dziś przedstawię Wam moje ostatnie kosmetyczne odkrycie z Bielendy, balsam do ust o smaku zmysłowej wiśni:
 
 
 
 
Czytałam o nim kilka recenzji, aż w końcu sama postanowiłam go przetestować. Pielęgnacja ust jest dla mnie tak samo ważna jak i skóry dłoni, szczególnie przy mojej pracy, kiedy to rozmawiam przez 7 godzin dziennie, piję dużo wody, usta bardzo szybko się wysuszają i często muszę je smarować, dzięki temu wykończyłam już prawie wszystkie swoje zapasy mazideł do ust, a była ich cała masa ;)
 
Kiedy udałam się do drogerii, nie dało się nie zauważyć balsamów i masełek do ust od Bielendy, dzięki swoim opakowaniom wyróżniają się one na tle innych kosmetyków tego typu. Wyglądają one bardzo ładnie i od razu wpadają w oko. Chociaż osobiście nie lubię wiśniowego smaku i koloru, zdecydowałam się, że na pierwszy ogień pójdzie właśnie balsam wiśniowy, chyba przekonała mnie ta wisienka układająca się w kształt serca. Myślę jednak, że pozostałe balsamy i masła też u mnie wylądują i to niebawem.
 
Co do samego balsamu, niewątpliwie dużym plusem jest dość długa tubka, która jest bardzo wygodna, nie przepadam za balsamami i błyszczykami w krótkich tubkach, gdyż używanie ich jest trochę uciążliwe, a ta długość bardzo mi odpowiada. Dozowanie balsamu również na plus, z tubki wydobywa się taka ilość produktu jaka mi odpowiada nie mniej, nie więcej, nie muszę się martwić jak przypadku niektórych błyszczyków, o to, że produkt wyleje mi się z nakrętki.
 
 
 
Co do nawilżania ust, balsam nie powala trwałością nawilżenia, ale na jakiś czas starcza, osobiście bardzo często smaruje swoje usta więc mi to zupełnie nie przeszkadza. Co jakiś czas sięgam po balsam i ponownie nakładam go na usta z wielką przyjemnością. Po aplikacji usta są lekko tłuste, ja to lubię, oraz delikatnie nabierają koloru czerwonego, balsam wiśniowy nadaje delikatny czerwony kolor, niezbyt nachalny - kolejny plus ;-)
 
 

 
 
Czytając opinię o tym produkcie, znalazłam i te negatywne i pozytywne, różnią się one od siebie znacznie, jeśli same nie macie zdania, polecam, abyście nabyły ten balsam i same go wypróbowały, jeśli szukacie czegoś fajnego, ciekawego i nie macie co do niego zbyt wielu wymagań, na pewno się Wam spodoba. Dostępny jest na pewno w drogerii Rossmann, ja swój kupiłam w cenie 5,50 zł, uważam, że nie jest to ogromna kwota jak na balsam ;-)
 
Na pewno jeszcze wypróbuję wersję malinową oraz brzoskwiniową, nie zrezygnuję także z zakupu maseł (choć tych staram się już nie kupować), jednak balsam zachęcił mnie do przetestowania ich ;-)
 
 
 
Co Wy na to :) ?!

 
 
 

 

Zimowa pielęgnacja dłoni

Witajcie :)

Wszystkie dobrze wiemy, jak ważna jest pielęgnacja dłoni w okresie jesienno - zimowym. W tym okresie na nasze dłonie oddziałuje wiele czynników zewnętrznych: wiatr, mróz, śnieg i deszcz, oraz nagłe zmiany temperatur, mimo iż ta zima jest łagodniejsza niż poprzednie, to warto nie zapominać o pielęgnowaniu dłoni. Kiedy nie zadbamy o skórę dłoni tak jak trzeba, bardzo często ulega ona podrażnieniu, wysusza się i staje się zaczerwieniona co może prowadzić do powstawania sytuacji, kiedy to nasz naskórek pęka. Wysuszenie skóry i utrata wody to kolejne skutki czynników zewnętrznych działających na nasze dłonie zimą.
 
Moje dłonie są podatne na wszystkie te negatywne czynniki, niestety nawet wiosną czy latem mam z nimi problemy, dlatego nieodłączną częścią mnie są kremy do rąk, które już nieraz tutaj przedstawiałam. Teraz ten, który jest ze mną od kilku dni:
 
 

 
Zimowy krem do rąk, rozgrzewający z bawełną norweską i imbirem.
 
Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii, Glycine Soja Oil, Cetearyl Alcohol, Petrolatum, Stearic Acid, Glycerin, Sesamum Indicum Seed Oil, Glyceryl Stearate, Peg- 100 Stearate, Propylene Glycol, Eriophorum Spissum Flower/ Stem Extract, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Zingiber Officinale Root Extract, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Benzyl Alcohol, Ceteath- 20, Parfum, Carbomer, Sodium Hydroxide, Disodium Edta, Lecithin, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Hydrogented Palm Glyceerides Citrare, Potassium Sorbate, Sorbic Acid, Benzyl Salicylate, Cinnamal, Citral, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.
 
Krem bardzo estetyczny, opakowanie przyciąga wzrok, oraz jest małe i poręczne, bez problemu zmieści się do torebki, zamykane na zatrzask, nie musimy się obawiać, że krem przez przypadek nam się wydostanie z opakowania i zapaskudzi nam torbę. Tuba mocna i twarda, raczej się nie złamie, a po wykończeniu kremu bez problemu możemy ją rozciąć i wyjąć resztkę produktu.
 
Krem o gęstej konsystencji łatwo się rozsmarowuje, dość szybko się wchłania i nie pozostaje tłusty na dłoni, także od razu po nasmarowaniu skóry można dotykać innych rzeczy bez obaw. Kosmetyk pachnie bardzo przyjemnie, da się wyczuć nutę imbiru oraz delikatnych przypraw. Po stosowaniu produktu moja skóra jest nawilżona, i co bardzo lubię miękka w dotyku.
 
 
 
 
 
Przy częstym stosowaniu czuć delikatne rozgrzewanie, wiadomo nie będzie to taki sam efekt jak gorąca woda, jednak delikatnie czuć ciepło przechodzące przez dłonie, miły efekt ;-) O wiele lepiej czuć to rozgrzanie przy korzystaniu z peelingiem z tej samej serii.
 
Krem jest wydajny, wystarczy niewielka ilość, aby dobrze nawilżyć skórę naszych dłoni, co jest ogromnym plusem, w okresie zimowym krem jest ogólnodostępny, raczej nie ma problemu z jego zakupem. Cena także bardzo przystępna, sam krem kosztuje ok 6/7 złotych, ja swój dostałam w zestawie z peelingiem za 11,99 zł. Dostępna również wersja z żurawiną ;-)
 
A teraz sam peeling:
 
 
 
 
Peeling rozgrzewający z papryczką Cayenne wraz z solą morską.
 
Skład: Maris Sal, Paraffinum Liquidum, Petrolatum, Glycine soja oil, Glyceryl Stearate Se, Cetearyl Alcohol, Sesamum indicum seed oil ,Butyrospermum Parkii,, Sodium lauroyl sarcsinate,,  Parfum, Tocopheryl Acetate, Capsicum frutescens fruit extract.
 
Peeling gruboziarnisty, jednak nie szkodzi skórze, drobinki pomimo swojej wielkości są delikatne, po zastosowaniu czuć, że skóra staję się bardziej delikatna, wygładzona i miękka co bardzo lubię.
 
Produkt zamknięty w małym pojemniczku (50ml), które jest niezwykle poręczne, zamykany na zakrętkę oraz dodatkowo chroniony folią, bardzo łatwo się go nabiera, nie ma problemu z wydostaniem kosmetyku przy samym końcu.
 
 


Kosmetyk pachnie tak samo przyjemnie jak krem do rąk z tej samej serii, oba połączona ze sobą dają niezwykły efekt, w sam raz na zimowe wieczory. Co do peelingu to nie mam żadnych zastrzeżeń, jestem z niego zadowolona pod każdym względem. Produkt wydajny, w bardzo niskiej cenie, bez zestawu koszt to ok 9 zł, wiadomo w zestawie wychodzi jednak taniej. Dostępny również w wersji żurawinowej.

Polecam go wam z czystym sumieniem, próbowałyście ?
Y.
 

Mój rok 2013 ;)

 
Rok 2013 okazał się dla mnie niezwykle szalony, ważny i przełomowy. 
Jak wspominałam wcześniej bardzo dużo się u mnie działo, nie wiem czy warto jest opisywać wszystko dokładnie .... postaram się to zrobić w fotograficznym skrócie ;-)
W poprzednim roku przeprowadzałam się aż dwa razy, drugi raz w samego sylwestra, mam nadzieję, że ta przeprowadzka jest póki co ostatnią, ponieważ w końcu mieszkamy w kupionym przez nas mieszkaniu ! ;)
Udało mi się także skończyć studia , co prawda jeszcze się nie obroniłam, ale to już tylko kwestia dokończenia pracy magisterskiej i samej obrony - oby jak najprędzej!
Zmieniłam pracę, kawiarnia, o której tutaj często wspominałam niestety została zamknięta, z powodu strat jakie przynosiła zamiast dochodów niestety....
W końcu udało mi się zrobić drugi tatuaż, o którym marzyłam (teraz marzę już o trzecim :-) to wciąga!):



Razem z moim adoptowaliśmy królika, którego pokochaliśmy całym sercem <3 Jak go wzięliśmy do siebie był niestety chory, ale u nas na szczęście wyzdrowiał i teraz jest pełną energii królinką, przedstawiam Wam oto Fusię :



 

 
 
Razem z naszym królikiem tworzymy małą, szczęśliwą rodzinę


 
Rok obfitował w wiele cudownych niespodzianek, jednak z każdym rokiem mam nadzieję, że ten następny będzie lepszy od poprzedniego i to mnie nakręca do działania :)


Jak wspominałam, po szalonym roku wracam pełna energii, i kosmetycznej werwy ;) Miałam bardzo długą przerwę, dlatego też jestem pewna, że pomysłów na posty na pewno mi nie zabraknie!!


Tak w skrócie wyglądał ostatni rok, który zaliczam do tych udanych, a teraz uciekam, aby zająć się fotografowaniem kosmetyków :)
Do kolejnego spotkania
Yasni ;)

Już czas na powrót ;-)

Witajcie ponownie ;-)

Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętacie, mam nadzieję, że niektóre z Was tak ;-)
Na blogu nie było mnie bardzo, bardzo długo....żałowałam bardzo, że nie było mi danie prowadzić go regularnie! Złożyło się na to kilka ważnych czynników, między innymi kilka przeprowadzek, zmiana pracy, popsuty komputer, który wreszcie udało mi się kupić. Stwierdziłam, że nie ma sensu prowadzenia bloga nie mając na niego czasu, wolę być na bieżąco ze wszystkim i dlatego tak długo zwlekałam z powrotem do pisania o mojej  kosmetycznej pasji ;-)
...... a więc, teraz  powracam ze zdwojoną siłą, z nowymi pomysłami na posty i na bloga, mam o czym pisać, myślę, że tematów spokojnie starczy mi na następny rok!
Mam zamiar wprowadzić kilka zmian na blogu, ale wszystko po kolei!! ;-)

Tymczasem, do przeczytania koleżanki - blogerki ! ;-)
Yasniiable!